Chciałam się z Wami podzielić własną głupotą i doświadczeniami odnośnie opalania. Zdjęcia będą przynajmniej w moim odczuciu troszkę nieprzyjemne, więc ostrzegam.
Musicie wiedzieć, że jeszcze nigdy nie byłam opalona! Z solarium nie korzystałam nigdy, smród samoopalaczy mnie obrzydza, a na te droższe mniej wyczuwalne mnie nie stać, więc cały rok zachowuję chorobliwą wręcz bladość i białość skóry.
Zaczęły mnie denerwować ciągłe komentarze typu: 'o matko, ale jesteś biała', 'ale świecisz nogami, mogłabyś je chociaż trochę opalić', 'dobrze się czujesz? może chora jesteś, badałaś się czy nie masz anemii?' do tego jeszcze dochodzą moje wiecznie podkrążone oczy, z sińcami.. no cóż, taka już moja uroda, nie da się ukryć.
Pewnej słonecznej niedzieli postanowiłam więc się trochę poopalać. Dodam jeszcze, że nienawidzę leżeć plackiem na słońcu, a nabieranie stopniowej opalenizny mnie przeraża (przecież na to potrzeba kilku dni leżenia, kremowania, zabezpieczania, pocenia się..o ja głupia..)
Mój fototyp należy do tego najjaśniejszego. Skóra po ekspozycji na słońce czerwienieje, a potem stopniowo wraca do normy, nie zostawiając nawet cienia złotobrązowej barwy..
Może faktycznie, gdybym stosowała się do zaleceń udałoby mi się opalić, ale wiecie jak ciężko znaleźć czas na opalanie przy dwójce dzieci i masie obowiązków?
Opalanie w moim wypadku powinno wyglądać tak:
-pierwsze dni opalania (np. 4 dni) - filtr najmniej SPF 30-40,
-następne dni - mniejszy filtr SPF 15-25,
-po około 10 dniach filtr SPF 10.
Niestety, nie wiem co mnie podkusiło, żeby opalać się bez żadnego filtra! Rak mi się marzył, poparzenia, czy inne dziadostwa.. nie wiem. Niemniej jednak spędziłam godzinę na słońcu leżąc na plecach i dosłownie smażąc się.
Na początku nie było nic widać, ani czuć. Do tego słońce co chwila chowało się za chmurami, więc łudziłam się, że 'wyjdę z tego cało'.
Zobaczcie co ujrzałam po pół godziny od zakończenia opalania:
Wszystko piekło i bolało. Skóra wyglądała jak oblana wrzątkiem. Najgorzej zniosły to uda w okolicach bikini, które były bardzo przekrwione.
Pochwalę się też cudnym rakiem na twarzy.. mimo tego, że była ona zabezpieczona kremem z filtrem (jako jedyna część ciała) słońce nie obeszło się z nią miło. Filtr okazał się być dla mnie za niski. Żebyście widziały strach w moich oczach kiedy pomyślałam sobie, że przecież po takiej dawce promieni skóra zacznie schodzić i się łuszczyć..
Piszę tego posta, kiedy moja skóra jest już w dobrym stanie. Od tamtej pory minęło już prawie 2 tygodnie. Twarz jedynie delikatnie się złuszczyła, a pozostałe partie ciała są teraz lekko 'muśnięte' słońcem, chociaż nadal do opalonych nie należę (bo jakim cudem..). Łuszczę się jedynie na żebrach, tuż pod miejscem, w którym była góra od bikini. Myślę, że jak na taką głupotę to i tak dobry wynik i małe szkody.
Jedynie rozstępy są nadal przekrwione i czerwone.
A teraz opowiem wam czym się ratowałam.
W domu jak na zrządzenie losu nie miałam nic 'po opalaniu'. Przetrzepałam całą szafkę z kosmetykami i w moje ręce wpadł ratunek od Decubal.
Czytam etykietkę:
Decubal ANTI-ITCH GEL Łagodzący i kojący żel przeznaczony do skóry podrażnionej. Patrzę na skład: krótki, z panthenolem za połową. Myślę sobie: gorzej już być nie może.
Przezroczysta tubka z wygodnym dozownikiem zawierała w sobie 100ml cudownie kojącego, bezzapachowego żelu. Przyznam, że nałożenie było kłopotem ze względu na bolącą skórę, ale sam żel mi tego nie utrudnił. Jego konsystencja jest typowa, łatwo sunie po powierzchni. U mnie wchłaniał się średnio i trochę kleił, ale to ze względu na grubą warstwę jaką karmiłam ciało.
Anti-Itch Gel skutecznie złagodził podrażnioną skórę i nawilżył ją, dzięki zawartości gliceryny i wit B5 (w składzie brak tłuszczu).
Inne sposoby na łagodzenie oparzeń słonecznych:
-stosowanie Panthenolu np w postaci pianki,
-smarowanie poparzonych miejsc sokiem lub żelem z aloesu,
-jeżeli mamy w domu roślinkę aloesową możemy zmrozić jej liście, potem obrać ze skórki i przykładać do bolących miejsc, przyniesie to upragnioną ulgę,
-okłady z grubej warstwy maślanki,
-jeżeli występują np.bąble musimy zaopatrzyć się w coś antybakteryjnego, aby wspomóc leczenie i nie dopuścić do infekcji.
Uczcie się na moich błędach i opalajcie bezpiecznie :)
Pozdrawiam